Blog zostaje przeniesiony pod adres:
Pewność Siebie a Mowa Ciała
Naturalna Pewność Siebie
Transkrypt "Naturalna Pewność Siebie"
Hej, dzisiaj ciąg dalszy tematu na temat pewności siebie. Miałem dzisiaj mówić o tym od czego zależy, wewnątrz, pewność siebie. Słuchaj każdy z nas urodził się z pewnością siebie, każdy z nas ma tą pewność naturalnie w sobie. Tylko w pewnym momencie, kiedy byłeś dzieckiem, może kiedy byleś troszkę starszy ktoś ci powiedział "Słuchaj ty się do tego nie nadajesz, jesteś beznadziejny".
Czy to powiedział ci nauczyciel, czy ktoś z rodziców, czy ktoś z bliskich, jak usłyszysz jeden, dwa, trzy razy coś takiego to w głowie zaskakuje coś takiego "o jejku a może ja faktycznie jestem beznadziejny". I w tym momencie zaczyna się wszystko sypać. Ale możesz powiedzieć zaraz, zaraz są przecież ludzie, którzy od zawsze mają taką naturalną pewność siebie.
Więc jak najbardziej mają taka naturalną pewność siebie, ale są to osoby, które np. miały odpowiednich rodziców, którzy to rodzice mówili "jesteś cudownym dzieckiem, jesteś fantastyczny, daleko zajdziesz". Tylko widzisz takich osób jest stosunkowo niewiele i myślę, że wiesz najlepiej jak to było u ciebie. Czy rodzice mówili ci "będziesz milionerem, będziesz wielki".
Myślę, że sobie sam odpowiesz na to pytanie. Wiesz, możesz mnie zapytać czy brak pewności siebie to jest coś złego. Hm, jak popatrzyć na tego pana, który stoi za mną, czyli Chopin. Wiesz, co dzięki temu, że on był niezwykle niepewny siebie to teraz budują mu pomniki. Bo był niepewny siebie i przez to realizował się w czymś innym, czyli zatracił się w muzyce i czuł się pewnie w muzyce.
Ale jako ciekawostkę powiem ci jeszcze, pewnie oglądałeś Idol, chyba tak to się nazywa, ale zagraniczny i występował tam swego rodzaju pan, który się nazywa Paul Potts. Taki kawał chłopa, który jakieś tam zęby miał wyszczerbione, wyszedł na scenę, przedstawił się, że jest sprzedawcą, sprzedaje telefony komórkowe. Tam wszyscy na niego patrzą, podśmiewują się w duchu, że co to za oferma przyszła i tu będzie śpiewać. A jak zaśpiewał, powalił wszystkich na kolana.
Zaśpiewał operę. Nagrano potem film na ten temat. Film chyba się nazywa Mam talent[Masz talent], ale to sprawdzicie sobie w Internecie. I w tym filmie jest pokazana cała jego droga do tego, co on osiągnął. I właśnie ten Paul Potts dokładnie miał taką historię, kiedy był mały, był pewny siebie do momentu, kiedy ktoś tam z kolegów zaczął się z niego wyśmiewać, podłapali to inni koledzy i zaczął być nieśmiały. Bo inni uważali, że coś z nim jest nie tak. I zatracił się wtedy w muzyce, w śpiewaniu.
Dokładnie zrobił to samo, co Chopin. I teraz, widzisz czy warto być pewnym siebie czy nie warto. Wiesz, ja uważam, że jak najbardziej warto być pewnym siebie z tego względu, że dzięki temu będziesz w stanie o wiele więcej w życiu osiągnąć. Dobra, mówię o przykładzie Chopina, czy o przykładzie Pottsa, ale słuchaj jak najbardziej możesz stać się pewny siebie, bo jest to kwestia umiejętności.
Co cię blokuje przed tym, że nie jesteś pewny siebie? Właśnie twoje myśli. To, że nie robisz tego czegoś, bo wydaje ci się, że ludzie będą się śmiać z ciebie, będą pokazywać cię palcem. I to są tak naprawdę twoje myśli. Chcesz być w czymś dobry, chcesz coś robić, ale tego nie robisz, bo się boisz, bo boisz się śmieszności, na przykład. Albo boisz się sam najlepiej wiesz czego.
Słuchaj, najlepszą metodą na to, jaką znam, ja też miałem różne rzeczy w przeszłości, których się bałem. Najlepsza metoda jest taka, żeby zacząć robić to, czego się boisz. Możesz mi nie wierzyć albo możesz pomyśleć, ale zaraz, zaraz jak mam to niby robić. Ok. Na przykładzie Chopina, który bał się po prostu ludzi, bał się towarzystwa. Jeśli boisz się ludzi, nie wiem, boisz się kobiet, boisz się przemawiać publicznie zacznij to robić. Na początku będziesz się trząsł, ze strachu, ale to właśnie o to chodzi.
Jeśli ci raz nie wyjdzie, to nic nie znaczy, jeśli ci drugi raz nie wyjdzie to naprawdę nie ma problemu. Są tacy, którzy podejmowali próby po kilka tysięcy razy jak np. Edison. Zanim on wynalazł żarówkę 2000 razy mu się nie udało. Ale to widzisz, to jest kwestia twojego podejścia. To jest kwestia wiary w siebie, widzisz może do tej pory nikt ci po prostu nie powiedział, że to możesz zrobić. Ja ci teraz mówię, że jak najbardziej możesz. Jak się czegoś boisz, zacznij to robić.
Jak zaczniesz to robić, to nagle odkryjesz, że dajesz sobie z tym radę. Teraz jest kolejna sprawa odnośnie pewności siebie. Jeśli na przykład uważasz, że jesteś kiepskim graczem, nie wiem, w piłkę nożną, brak ci pewności siebie. Wiesz jak jest najprostsza metoda na to, żeby nabrać w tym pewności? Po prostu zacząć grać w piłkę, to jest kwestia powtórzeń. I tak robią najlepsi mistrzowie, tak robią najlepsi sportowcy.
Po prostu kopią tę piłkę do tego momentu aż będą mieć wewnętrzne przekonanie, że oni są w tym absolutnie rewelacyjni. Poruszę teraz inny temat. Bo ktoś może powiedzieć, że pewność siebie będzie miał dopiero jak kupi sobie odpowiedni samochód, będzie miał odpowiedni dom. Dopiero wtedy będzie mógł poczuć się pewny siebie. Otóż nie, to nie jest pewność siebie, to jest budowanie ego. Ego to jest jedna sprawa a pewność siebie to jest druga sprawa.
Odnośnie ego, ja powiem może w którymś z kolejnych nagrań. Nie będziesz miał swojej pewności siebie, jeśli będzie to budowane po prostu przez ego, przez to że będziesz miał super brykę, że będziesz miał samochód. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał lepsze i wtedy twoja pewność siebie poleci w dół, bo on ma a ja nie mam. I będziesz cały czas to budował, budował, ale będziesz budował ego a nie pewność siebie. Pewność siebie jest w tobie, w twoich przekonaniach, w twoich myślach na twój temat, że jesteś w czymś dobry.
Więc, jeśli chcesz zbudować pewność siebie po pierwsze rób to, czego się boisz. Po drugie, ja bym ci sugerował zrobić coś, co zrobił Chopin, czyli zatracić się w jednej rzeczy opanować ją bardzo dobrze, tak żebyś czuł się z tym naprawdę pewnie. Tak, że jesteś w czymś rewelacyjny, ale wtedy weź się za druga rzecz, za trzecią rzecz. Jak będziesz miał w głowie kilka takich przekonań, że ty robisz parę rzeczy dobrze to, jeśli ktoś popatrzy na ciebie i powie "jesteś mrówką".
To, że ktoś ci powie, że jesteś mrówką w cudzysłowie to nie znaczy, ze nią jesteś. Bo ty masz swoje przekonanie, że jesteś rewelacyjny w tym, w tym i w tym. I ktokolwiek ci coś nie będzie mówił, to ty wiesz lepiej, jaki jesteś. Tak. Jeszcze ostatnia rzecz o której chcę powiedzieć, odnośnie szacunku do siebie. Szacunku do siebie, który wyrażany jest też w twoich myślach.
Czy ty lubisz siebie? To jest związane z pewnością siebie. Bo w momencie w którym staniesz przed lustrem i pomyślisz sobie "jestem brzydki, jestem gruby, mam długi nos, mam odstające uszy, krzywe zęby" i tak dalej i tak dalej, to wszystko powoduje, że twoja pewność spada. Robisz się coraz mniejszy. I teraz, jeśli ty będziesz miał przekonanie, wewnętrzne przekonanie, że jesteś po prostu super-ekstra gościem czy gościówą to twój wygląd zewnętrzny w ogóle nie będzie miał wpływu na twoją pewność siebie. Ja wiem, że to jest łatwo powiedzieć, trudniej jest wykonać.
Więc jeśli ci to bardzo przeszkadza, coś w tobie, stań tak przed lustrem, popatrz na siebie. Jeśli ci przeszkadza twój brzuch, słuchaj to od ciebie zależy jak ty wyglądasz. Tak, po prostu to zmień. Zapomniałem powiedzieć jeszcze o jednej rzeczy, więc szybciutko. Twoja pewność siebie mocno zależy od otoczenia w którym przebywasz. Jeśli masz rodziców, którzy ci cały czas mówią, słuchaj to nie jest dla ciebie zapomnij o tym, nie rób tego, jeśli masz kolegów, koleżanki, nauczycieli, którzy cię dołują, zmień szkołę, zmień kolegów. Jeśli rodzice ci mówią takie rzeczy, wiesz co obawiam się, że musisz się wyprowadzić i to im szybciej to zrobisz tym lepiej. I to nie ważne czy masz na to pieniądze, czy nie masz pieniędzy.
Wbrew pozorom są w Polsce możliwości na to, aby wyprowadzić się, pójść do pracy. W Warszawie jest chyba 1% bezrobocie. Jak będziesz chciał to nie ma problemu, nie bronię ci wyjechać gdzieś za granicę. Jeśli masz toksyczne otoczenie, które cię cały czas dołuje, zmień to otoczenie. Jeszcze jedna rzecz o której nie powiedziałem, odnośnie twoich myśli.
Zastanów się, co ty myślisz o sobie. Czy myślisz, ze jesteś super, czy myślisz o sobie, że jestem mistrzem, że jestem fantastyczny czy myślisz o sobie nie no beznadzieja, znowu mi nie wyszło, jak wezmę się za to na pewno mi się nie uda. Zauważ o czym myślisz, wręcz możesz sobie wziąć kartkę papieru, spisywać sobie jednego dnia swoje myśli.
Będziesz zdzwiony jak ty sam się programujesz. Jeśli ty non-stop się programujesz, że jesteś beznadziejny, że jesteś do niczego, że ci się nie uda. To słuchaj jak ci się ma udać? Jeśli sam nie wierzysz w siebie to kto w ciebie uwierzy. Weź sobie kartkę i spisz to sobie. Popatrz na swoje otoczenie, jeśli źle na ciebie wpływa, zmień je.
To już tyle. Dzięki. Hej.
{ 0 comments }
Obejrzałem właśnie film Whiplash, który może mnie nie zainspirował, ale przypomniał o jednym.
Nie musisz oglądać, choć jak lubisz jazz to obejrzyj.
W skrócie; bohater filmu chce być najlepszym muzykiem jazzowym. Gra na perkusji. Jego nauczyciel stosuje dość oryginalne metody, na wyciskanie siódmych potów, krwi i bardzo mocnych emocji u swoich uczniów.
Z jednej strony ten nauczyciel doprowadza ich do rozpaczy, a jednocześnie do szewskiej pasji. Z drugiej wyzwala u nich ukryte pokłady. Całość motywacyjną filmu można skrócić do:
Postaraj Się Bardziej.
Przy czym te słowa są dość delikatnie przeze mnie powiedziane. Chodzi o przeskakiwanie siebie, przełamywanie bariery tego co mi się wydaje że mogę zrobić.
Bo mogę o wiele więcej.
Możesz sobie pewnie przypomnieć kilka sytuacji z historii świata, kiedy to mówiono, że tego się nie da zrobić. Jednak jak widzisz ludzie byli na księżycu, potrafią w jeden dzień przemierzyć świat dookoła.
Potrafią rozświetlać ciemności, mieć energię z atomu, przeszczepić twarz i można by tak pisać kilometrami. Na początku roku robiłem szkolenie Projekt Sukces, na którym Alex wytłumaczył od a do z jak robi się niemożliwe.
Mając instrukcję jak zrobić niemożliwe, to nagle staje się tak proste. Czy to jest niemożliwe, czy tylko tak ci się wydaje? Czy to niemożliwe, żebyś teraz wyszedł z domu i przebiegł 10 km?
Sam nie wiesz do czego jesteś zdolny. Czy to niemożliwe, żebyś był najlepszy w Polsce, ba na świecie, w tym co robisz? To jaką sobie dajesz odpowiedź teraz, to wcale nie określa tego, co naprawdę jesteś w stanie zrobić.
Tak jak ludzie, którzy podczas wypadku potrafili podnosić gołymi rękami samochody, aby uwolnić z niego dziecko. Co możesz jeszcze zrobić, na co jeszcze cię stać… zadawaj sobie takie pytania i nie ograniczaj się tym co twój umysł ci odpowiada.
Bo to często są odpowiedzi twoich rodziców, bliskich, którzy mówią ci; tego nie da się zrobić, to nie dla ciebie. Otóż to jest dla ciebie. Skoro o tym pomyślałeś, to jest w twoim zasięgu.
Tylko trzeba się ruszyć i to mocno i o to postarać!
{ 0 comments }
Ćwiczenie nazywa się "The hidden tiger"
Polega ono na odnalezieniu "ukrytego tygrysa" na podanym zdjęciu. On gdzieś tam jest.
To ćwiczenie uświadomi ci, że warto myśleć trochę inaczej.
Jak rozwiążesz, zacznij patrzeć na wszystko co cię otacza, tak jak na to zdjęcie.
Przez taki sposób patrzenia rodzą się fortuny.
Chociażby Apple i jego Ipody, Iphony, Ipady.
Jobs tego nie wymyślił, on popatrzył na inne produkty i zrobił je inaczej.
Ty drogi czytelniku możesz zrobić dokładnie to samo.
Jak znajdziesz rozwiązanie, tzn. odnajdziesz ukrytego tygrysa, nie podawaj na czacie gdzie on jest. Napisz po prostu że znalazłeś.
{ 5 comments }
{ 0 comments }
Na jednym z nagrań video, mówiłem o zdjęciu miliarda dolarów.
To właśnie to zdjęcie:
I jeszcze jedno, żeby wyobraźnia pracowała:
To taka motywacja, gdybyś miał w planie zarobić tyle. Jak widzisz to po prostu 12 palet papieru 🙂
{ 3 comments }
Wszystko zaczyna się od zrobienia pierwszego kroku. Potem kolejny i kolejny.
Cokolwiek robisz, jak będziesz myślał tylko o kolejnym kroku, to bez problemu będziesz w stanie go zrobić.
Kiedy biegniesz ultramaraton i myślisz, że masz jeszcze 100 km do przebiegnięcia, to łatwo się załamać.
Jak myślisz tylko o kolejnym kroku, o kolejnych 15 minutach do picia, albo jedzenia, to jest o wiele prościej.
tak samo przekładasz to na plany życiowe, czy biznesowe.
Chcesz zbudować firmę? Super.
Co najpierw musisz zrobić? Co potem, co potem itd. Skup się na poszczególnych etapach, a cały cel zrealizujesz, nawet nie będziesz wiedział kiedy.
Tak właśnie działa autopilot w samolocie. Zawieje wiatr raz w jedną, raz w drugą i samolot nie leci bezpośrednio do celu. Jednak autopilot co jakiś czas koryguje tor lotu. A samolot raz leci trochę za bardzo w prawo, a raz za bardzo w lewo.
Jednak dociera do celu.
Skup się teraz tylko na jednej czynności, na cząstce, na pierwszym kroku do swojego celu.
Potem zrób drugi krok.
To jest tak proste, a zarazem skomplikowane. Wymaga odrobiny dyscypliny.
Jak do tego wyobrazisz sobie, co spotka cię u celu, jak to osiągasz, to ten cel już prawie osiągnąłeś.
Przeciwieństwem jest porażka.
Jeśli samo wyobrażenie celu jest dla ciebie nierealne, to nie ma szans na sukces. Jeśli miałbyś sobie pomyśleć, że za miesiąc od teraz rozpoczniesz podróż dookoła świata.
Co sobie pomyślisz? z jednej stronie fajnie, ale z drugiej strony, nie mam na to pieniędzy, czasu i w ogóle to mi się nie chce, lubie swój dom.
Jak zareaguje podróżnik?
Pomyśli co potrzeba zrobić, aby taką podróż zrealizować. Zaplanuje, podliczy koszty, albo pomyśli jak zarobić w jej trakcie na ciąg dalszy.
To kwestia nastawienia, to kwestia wyobrażenia sobie tego co będzie po drodze.
A Ty co byś chciał zrobić, a to odkładasz?
{ 0 comments }
Przy nim jestem kiepskim zawodnikiem. Skoro mnie motywuje taki Pan, to zmotywuje i Ciebie.
„>THE WINNER / Zwycięzca from „>Jakub Gorajek on Vimeo.
{ 0 comments }
Zauważyłem, że nie mogę zginać palców. Moje dłonie były spuchnięte, mimo że byłem na środku pustyni Namibijskiej.
Co się działo?
Nie mogłem już biec, bo moje stopy rozsadzały buty. Czułem że straciłem co najmniej 2 paznokcie.
Skończyła mi się woda, a do mety było jeszcze 9 km.
Kiedy jakimś cudem dotarłem do mety, dowiedziałem się od lekarza siedzącego w półcieniu, pod jakimś drzewkiem, że było 49 stopni.
Tylko, że na pustyni nie ma cienia…
Potem dowiedziałem się, że po prostu się odwodniłem.
Pół roku wcześniej, po przebiegnięciu Biegu Rzeźnika, pierwsze słowa jakie powiedziałem do kumpla na mecie, jak już mogłem chodzić; „zapomnij o Namibii”. Zresztą, przez tego prowodyra, potem wylądowałem w Namibii…
Bo… ja nie jestem biegaczem.
Do Biegu Rzeźnika przygotowywałem się 2 miesiące. Potem 3 miesiące nie przebiegłem nawet 10 metrów, aż wpadłem na pomysł, że trochę tak nudno i jednak zapisałem się na bieg 100 km przez pustynię Namibi.
Dlaczego? Bo mogę 🙂
Inna sprawa, że w momencie kiedy zobaczyłem zdjęcia jak wygląda pustynia Namibijksa, byłem urzeczony.
Można pojechać tam jako turysta, ale to nie to samo, to pojechać jako sportowiec i zobaczyć to wszystkie cuda przy okazji takiego biegu.
Zachętą dla mnie był brak limitów czasowych 🙂
Całość była podzielona na 4 etapy i biegło się dzień po dniu. 15 km, 20 km, 42 km i 27 km na koniec. W sumie wyszło więcej jak tytułowe 100 km.
Ponieważ wcześniej przebiegłem Rzeźnika, to wiedziałem, że dystans nie jest problemem. Problemem jest piach i upał.
Jak chodzi się po plaży, to człowiek męczy się 3 razy bardziej, jak idąc po twardym. A co dopiero przy takim dystansie…
I upał…
W Polsce jesienią jest do 10 stopni, a tam miało być ponad 40ci… i było…
Trening zacząłem 3 miesiące przed startem. Obciążenie od 45 km tygodniowo do 105 km w szczytowym okresie przygotowań.
Ostatnie 3 tygodnie przed wyjazdem trenowałem w Maspalomas na Gran Canarii, gdzie jest ciepło i są wydmy.
Już w Maspalomas poczułem co to jest bieganie po wydmach. Łydki, piszczele, achillesy, wszystko paliło.
Najciekawszy był efekt zbiegnięcia z wydm na plażę. Dosłownie jakby wbiegało się na asfalt.
W wydmach nogi zapadają się nawet do połowy łydki. Niestety podczas biegu pod górę, albo podchodzenia, robi się krok, ale piach obsuwa się w dół i niewiele się poruszasz do przodu.
Do tego upał robi swoje.
Przyszedł czas na Namibię. Uzbrojony w specjalne chłodzące koszulki, plecak na wodę, stuptuty (specjalne pokrowce na buty, chroniące przed piachem), wyruszyłem na podbój Afryki J
W Maspalomas było gorąco, ale to co było w Namibii to było jakby stanęło się przed otwartym piekarnikiem.
Suche powietrze i niezwykle gorące. Piach nagrzewa się tam nawet do 80 stopni.
Pierwszy etap, tylko 15 km, ale okazało się, że moje piszczele nie nadają się do biegnięcia. Przeciążyłem je treningiem i ból nie do zniesienia. Pierwszy odcinek 220 m w górę po piachu, potem zbieg.
Po 7 km piszczele przestały boleć, więc poleciałem do mety. Nie byłem ostatni, więc jest nieźle 🙂
Tylko po przekroczeniu linii mety nie mogłem stanąć na lewej nodze. Naprawdę myślałem, że to już koniec mojej przygody. Jak tu biec, skoro nie mogę chodzić.
Nasmarowałem nogę czym się da i do spania.
Kolejnego dnia, pobudka o 5 rano, żeby zjeść śniadanie, bo bieg startuje o świcie, tak aby uniknąć największych upałów.
Nieco ponad 20 km do przebiegnięcia, w tym część przez kanion.
Mogę biec, lekarz zamroził mi piszczele.
Spokojne tempo, nie szaleje, bo wiem że jutro maraton do przebiegnięcia. Tu różnica wzniesień była tylko 70 metrów, więc poszło nadzwyczaj sprawnie. Już nie myślałem, że mogę mieć problem z ukończeniem.
Nie mniej nie dogoniłem Włocha biegnącego przede mną. Jestem na 18stym miejscu.
Dzień maratonu.
Pobudka o 4. Śniadanie i musimy dojechać 43 km na linie startu.
Miałem do myślenia jaką taktykę obrać.
Czy pobiec ostro 20 km, a potem zwolnić jak słońce będzie mocno grzać i liczyć na rychły koniec.
Czy może trzymać stałe tempo.
Zdecydowałem, że trzeba biec ile fabryka dała na połówce dystansu, bo jak wyjdzie słońce, to może mnie wykończyć.
Pierwsze 20 km biegłem z kumplem, który jest ode mnie o niebo lepiej przygotowany. Trzymamy tempo w granicach 6:10-6:30
Biegniemy na 5-6 miejscu. Czas na półmetku 2h:10m, więc jak na piach i różnice wzniesień 150 m, jest nieźle.
3 km dalej zaczyna się wydma, grząski piach. Odpadam od kumpla, nie dam rady biec tym tempem.
I tu pojawiają się schody.
Pod górę idę piechotą, a słońce już mocno grzeje. Piłem do tej pory wodę co 1 km, ale nie wziąłem pod uwagę tego, że jak idę na piechotę, to potrzebuję pić nie według kilometrażu, a według płynącego czasu.
Wyprzedziło mnie kilka osób.
Dotarłem do punktu żywieniowego, dolałem wody. Jednak nie mogę biec, bo nie mieszczę się w butach. Bez butów nie da rady, bo na pustyni są jakieś rośliny, które mają grube mocne kolce. Już słyszałem, że na ultramaratonie przez Saharę kilku osobom, te kolce przebiły się na wylot przez buta i stopę…
Nie pozostało mi nic, jak człapać do mety. Nie dało się oddychać. Cisza, pustka, piach, zero wiatru.
To miejsce to najstarsza pustynia świata, nie wpuszczają tam turystów.
Po godzinie kończy mi się znowu woda. Idę już krok za krokiem, byle do przodu. 3 km przed metą jedzie samochód z obsługi, od którego biorę jeszcze wodę, więc już wiem że dotrę.
Zbiegłem tylko z kilku górek, w efekcie poczułem, że tracę paznokcie.
Ostatni kilometr biegnę, żeby to już się skończyło.
Meta!!!
Nie mam pojęcia, który jestem. Czas 5:52, masakra.
49 stopni w cieniu, boję się myśleć ile było w słońcu.
Okazało się, że byłem 14sty. Hmm w sumie nieźle. Włoch, który wygrał miał 3:48, a maraton normalnie biegnie w 2:15.
Masa błędów jakie zrobiłem z wodą i odżywianiem, cóż, uroki amatora.
Jak już odpocząłem, to zastanawiałem się jakby tu zdjąć skarpetki, tak żeby nie ściągnąć z nimi paznokci…
Zdjąłem dopiero 2 godziny po maratonie.
3 paznokcie stracone i do tego pod nimi odciski.
Lekarz.
Dał mi wybór, zostawiamy jak jest, albo wstrzyknie mi pod paznokcie coś, co wysuszy odciski i będę mógł biec.
Nie mam wyboru.
Wbija mi pod paznokcie najpierw igły, żeby usunąć płyn z odcisków, a potem pompuje strzykawką coś…
Myślałem że złamie z bólu łózko.
Ostatni etap.
Nie ma limitu czasowego, więc mogę iść na piechotę jak będę chciał, byle skończyć.
Mam problem jakie wziąć buty. Jedne miałem przystosowane do piachu, czyli te, które miałem na maratonie. Ale stopa spuchnięta.
Zdecydowałem, że jednak te wezmę, bo jak z wydm piach wpadnie mi do buta, to bardziej mnie uszkodzi, jak moje piękne paznokcie.
27 km i koniec tortur.
Pierwsze 15 km po płaskim i ubitym piachu, jest ok. Spokojne tempo, ci z przodu niech gnają, ja mam czas.
Po 15 km zaczynają się wydmy. I to jakie wydmy. Najwyższa wydma świata Crazy Dune; 420 metrów wysokości.
Normalnie turyści wychodzą pod nią w 2:30h, mi to zajęło 30 minut. Przy czym było to bardzo długie 30 minut.
Widoki nieziemskie. Kręcę filmiki, robię fotki, biegiem już się średnio przejmuję.
Zbieg z wydmy, coś niesamowitego. 3 minuty w dół, po ekstremalnej stromiźnie.
Nogi zapadają się po kolana, wybiegam na wyschnięte jezioro. Jest twarde jak beton, nogi omal nie eksplodują.
3 km do mety, 3 km do wolności, 3 km do końca z bieganiem 🙂
A tu, na końcu wyschniętego jeziora porządkowy pokazuje, że jeszcze jedna wydma do zdobycia.
Eh.
Ale tam już widać metę… biegnę, a raczej człapię.
100 metrów, mocny doping tych, którzy już skończyli.
Złapałem wiatr w żagle i skończyłem w tempie 3:30 J Jakimś cudem byłem 14sty.
Ufff, to już jest koniec, już koniec, nie ma już nic.
Medal, krzesełko, cień.
Jak mi dobrze… 🙂
Dało się ? Dało.
Co mi to dało?
Każdy problem w życiu, jest taaaaki malutki, jak przypomnę sobie co tam przeżyłem. Życie jest prostsze.
O tym jak robić niemożliwe w życiu. Jak się motywować. Jak planować czas i jak pchnąć swoje życie do przodu będę mówił na żywo na konferencji on-line. Zapisz się teraz, bo liczba miejsc jest ograniczona. |
{ 8 comments }
Na tych zdjęciach jest ta sama osoba.. Przeczytaj jak to się stało.
Jestem pewien, że sam wypowiadałeś czy to głośno czy w myślach słowa, że tego się nie da zrobić.
Nie da się nauczyć obcego języka w 3 miesiące, nie da się przebiec maratonu, nie da się nauczyć latać samolotem, nie można zarobić miliona legalną pracą itd. itp.
Opowiem Ci historię pewnego człowieka.
Był on żołnierzem. Wykonywał bardzo dużo skoków i w pewnym momencie kolana odmówiły mu posłuszeństwa. Lekarze powiedzieli, że będzie kaleką do końca życia.
Skoro tak powiedzieli, to kim on jest żeby nie wierzyć.
Chodził o kulach, albo jeździł na wózku inwalidzkim. Jego aktywność życiowa zmalała praktycznie do zera. Skoro się nie ruszał, a jadł tyle co zawsze to szybko się roztył. Bardzo się roztył.
Ot można powiedzieć częsty przypadek.
Myślał nad tym, żeby coś zrobić ze swoją tusza i trochę się poruszać. Kiedy wysyłał zdjęcia do instruktorów, każdy mówił, sorry, nie da się.
Ale trafił na jednego, który powiedział mu: sprawdźmy co da się zrobić.
Instruktor podał mu zestaw ćwiczeń.
Kiedy ten weteran wojenny zobaczył, że ktoś w niego uwierzył i że daje szanse na poprawę życia, to wziął się za ćwiczenia.
Była to prawdziwa mordęga, pełna wstydu i upadków.
Jednak się nie poddawał. Powtarzał sobie, że jeśli dziś czegoś nie potrafi zrobić, to nadejdzie dzień kiedy się uda. I codziennie ćwiczył.
W pół roku schudł 45 kilogramów. I… i zaczął chodzić bez kul. Ba zaczął biegać.
Jak to osiągnął.
Uwierzył w siebie i był uparty. Nie poddawał się. Miał marzenie i je realizował.
Pewnie nie uwierzysz, ale ta fotka u góry, to naprawdę on przed i po.
Ten Pan nazywa się Arthur Boorman, schudł w sumie ponad 60 kg.
Tu jest jego historia na filmie:
Kliknij poniżej Lubię to, podziel się tym z innymi…
{ 0 comments }
Opowiem ci niesamowitą historię, która zdarzyła się naprawdę.
W latach 70 w stanach tworzył muzyk, który pisał fanstatyczne teksty piosenek. Tworzył muzykę, która mocno poruszała słuchaczy. Wytwórnie płyt były nim zachwycone, miał doskonałe recenzje.
I…
I nic z tego nie wynikło, ponieważ w stanach jego płytę kupiło 6 osób.
Hmmm…
Można powiedzieć, że pewnie taki dobry nie był, ba pewnie był beznadziejny, bo dziś każdy jest w stanie sprzedać nawet 60 płyt z byle czym, a nie 6.
Po tym, jak jego płyta okazała się klapą, chodziły pogłoski że podczas koncertu oblał się benzyną i podpalił. W ten sposób popełnił samobójstwo genialny człowiek.
Genialny, dlatego że kiedy rozmawiało się z krytykami to nie byli oni w stanie pojąć dlaczego jego płyta się nie sprzedawała. Bo było po prostu doskonała. Miała wszystkie zadatki na największy hit, większy od Elvisa, większy od Beatlesów.
Zdarzyło się, że z jedną z tych sprzedanych płyt, pewna kobieta pojechała do swojego chłopaka do RPA.
Wtedy w RPA był w pełnym rozkwicie Apartheid i było to Państwo bardzo policyjne, restrykcyjne. Ludzie się na to burzyli, ale nie mogli nic zrobić, bo media były pod pełną kontrolą Państwa. Cenzura, policja, czyli to co było w Polsce za komuny.
Kilka osób usłyszało tą płytę i chciało ją mieć. Jednak nie można było jej nigdzie kupić, więc kopiowano ją sobie na kasety. Po jakimś czasie okazało się, że zna ją dosłownie całe RPA. Stymulowała ona zmiany zachodzące w tym kraju. Stymulowała innych muzyków do tworzenia podobnej muzyki. Bo miejscowi, którzy pragnęli zmian dostrzegli, że właśnie dzięki muzyce i tekstom piosnek są w stanie dotrzeć ze swoim przekazem i obalić panujący ustrój.
RPA zakochała się w tym muzyku. Krążyły o nim legendy, wszyscy znali słowa piosenek, zawsze puszczano jakiś kawałek na każdej dyskotece, na każdej domówce, na każdej imprezie.
Takiej popularności w RPA nie miał nigdy żaden piosenkarz, żaden zespół.
To były lata 70te, więc nie było takiego dostępu do informacji jak teraz. Nikt nie wpadł na pomysł aby szukać tego muzyka, dowiedzieć się o nim więcej. Był po prostu legendą. Jak Elvis, który był królem, ale nie żyje. Więc należy mu się cześć i uwielbienie, ale nie ma co grzebać w jego życiu.
Kiedy wydano płytę tego muzyka jako kompakt, na okładce napisano, czy jest jakiś detektyw muzyczny, który wie coś więcej o autorze.
I wtedy się zaczęło. Bo kilku takich się znalazło. Jednak żaden z nich nie mógł nic, ale to nic dowiedzieć się o autorze. Nie pisano o nim w żadnych czasopismach muzycznych, nie było wywiadów historycznych, kompletna cisza i zaginięcie w historii. Nikt na świecie, nikt w stanach o nim nie słyszał.
Zaś w RPA sprzedało się pół miliona jego płyt.
Szukano śladem pieniędzy za tantiemy, jednak napotykano na same problemy.
W końcu pojawił się internet. Żeby nie rozwlekać historii, skrócę ją. Po kilku latach istnienia strony www i poszukiwań przez internet w końcu coś znaleziono o nim.
Nazwisko tego artysty to Rodriguez.
Udało się znaleźć ludzi, którzy nagrywali z nim tą płytę i jego córkę.
Minęło prawie 30 lat od czasu nagrania tej płyty.
Dziennikarz z RPA, który prowadził całe śledztwo, kiedy zaczął rozmawiać z osobami, które go znały, dowiedział się czegoś co sprawiło, że usiadł z wrażenia i krew mu odpłynęła z członków.
Rodriguez nadal żył.
To było tak jakbyś dowiedział się, że Elvis nadal żyje.
Ktoś, kogo muzyka wpłynęła na cały kraj, kogo uwielbiano, kto był legendą nie żyjącą od 20 lat, nagle okazuje się że nie tylko żyje, ale jest cały i zdrowy.
Zaproszono go do RPA.
Nikt nie mógł w to uwierzyć. Uważano, że to jakaś podpucha, oszustwo. Bo przecież on nie żyje.
Dopiero kiedy przyjechał, kiedy zobaczono go, usłyszano jego charakterystyczny głos, najwięksi pesymiści uwierzyli.
Rodriguez dał kilka koncertów i tłumy były w euforii.
Okazało się, że nie miał pojęcia o tym, że gdziekolwiek jest znany. Że jego płyty gdziekolwiek się sprzedają. Że poza tymi 6 sprzedanymi płytami ktoś o nim słyszał.
Pracował w Detroit na budowach, przy rozbiórkach domów, przy koszeniu trawników. Podejmował się najgorszych zajęć, po to aby przeżyć.
W 1998 roku dał koncerty w RPA, jednak nawet to nie wpłynęło na jego życie, bo zarobione pieniądze rozdał rodzinie i przyjaciołom. Tak jak żył, tak żyje w biedzie.
Jednak jest szczęśliwy. Stworzył kiedyś coś w przeszłości z czego był dumny. Nie wiedział o sławie na drugim końcu świata. Jak się o niej dowiedział, częściowo został spełniony, bo nie miał z tego nadal majątku, ale satysfakcję.
Cała ta historia jest opowiedziana w filmie "Sugar Man".
Obejrzyj film, wzruszysz się, ale i dostaniesz mocnego kopniaka do działania.
To jedna z jego piosenek:
Nie potrafię oddać w pełni tej historii i tego jak Rodriguez żyje i żył, jak wychowywał dzieci, jak zmienił życie ludzi w południowej Afryce. Odniósł sukces, choć sam dopiero teraz dzięki temu filmowi zaczyna to odczuwać, bo jego historia opowiedziana w filmie dała ludziom do myślenia.
Zobacz to sam i powiedz innym.
{ 2 comments }
Dziś 12.12.12 nigdy więcej takiej daty nie będzie, więc w głowie pojawia się myśl, może by zrobić coś innego, szalonego, dziwnego?
Trochę bez sensu czekać na specjalną datę, żeby coś zacząć robić… bo w każdej sekundzie jest data, godzina, sekunda, która więcej się nie powtórzy…
Jednak jeśli ta data ma spowodować, że zacznie się coś robić, to zaczynam pisać dla ciebie 🙂
Cokolwiek chcesz zmienić, zmień to jednak dziś, a nie jutro.
Jeśli to będzie jutro, to przypomina mi się napis nad barem: jutro piwo będzie za darmo…
Zgadnij, jaki napis był kolejnego dnia nad barem…
Twoja podświadomość to rozum 6 latka, robi to co mówisz, nie analizuje tego. Jeśli wzięcie się za siebie odkładasz na "jutro" to trwa to wiecznie.
Dlatego rusz tyłek i zrób to dziś, teraz, zaraz.
{ 0 comments }