100 km biegu przez pustynię Namibii

 

pustynia

Zauważyłem, że nie mogę zginać palców. Moje dłonie były spuchnięte, mimo że byłem na środku pustyni Namibijskiej.

Co się działo?

Nie mogłem już biec, bo moje stopy rozsadzały buty. Czułem że straciłem co najmniej  2 paznokcie.

Skończyła mi się woda, a do mety było jeszcze 9 km.

Kiedy jakimś cudem dotarłem do mety, dowiedziałem się od lekarza siedzącego w półcieniu, pod jakimś drzewkiem, że było 49 stopni.

Tylko, że na pustyni nie ma cienia…

Potem dowiedziałem się, że po prostu się odwodniłem.

start

start

Pół roku wcześniej, po przebiegnięciu Biegu Rzeźnika, pierwsze słowa jakie powiedziałem do kumpla na mecie, jak już mogłem chodzić; „zapomnij o Namibii”. Zresztą, przez tego prowodyra, potem wylądowałem w Namibii…

Bo… ja nie jestem biegaczem.

Do Biegu Rzeźnika przygotowywałem się 2 miesiące. Potem 3 miesiące nie przebiegłem nawet 10 metrów, aż wpadłem na pomysł, że trochę tak nudno i jednak zapisałem się na bieg 100 km przez pustynię Namibi.

Dlaczego? Bo mogę 🙂

Inna sprawa, że w momencie kiedy zobaczyłem zdjęcia jak wygląda pustynia Namibijksa, byłem urzeczony.

Można pojechać tam jako turysta, ale to nie to samo, to pojechać jako sportowiec i zobaczyć to wszystkie cuda przy okazji takiego biegu.

Zachętą dla mnie był brak limitów czasowych 🙂

Całość była podzielona na 4 etapy i biegło się dzień po dniu. 15 km, 20 km, 42 km i 27 km na koniec. W sumie wyszło więcej jak tytułowe 100 km.

Ponieważ wcześniej przebiegłem Rzeźnika, to wiedziałem, że dystans nie jest problemem. Problemem jest piach i upał.

Jak chodzi się po plaży, to człowiek męczy się 3 razy bardziej, jak idąc po twardym. A co dopiero przy takim dystansie…

I upał…

W Polsce jesienią jest do 10 stopni, a tam miało być ponad 40ci… i było…

Trening zacząłem 3 miesiące przed startem. Obciążenie od 45 km tygodniowo do 105 km w szczytowym okresie przygotowań.

Ostatnie 3 tygodnie przed wyjazdem trenowałem w Maspalomas na Gran Canarii, gdzie jest ciepło i są wydmy.

Już w Maspalomas poczułem co to jest bieganie po wydmach. Łydki, piszczele, achillesy, wszystko paliło.

Najciekawszy był efekt zbiegnięcia z wydm na plażę. Dosłownie jakby wbiegało się na asfalt.

W wydmach nogi zapadają się nawet do połowy łydki. Niestety podczas biegu pod górę, albo podchodzenia, robi się krok, ale piach obsuwa się w dół i niewiele się poruszasz do przodu.

Do tego upał robi swoje.

Przyszedł czas na Namibię. Uzbrojony w specjalne chłodzące koszulki, plecak na wodę, stuptuty (specjalne pokrowce na buty, chroniące przed piachem), wyruszyłem na podbój Afryki J

W Maspalomas było gorąco, ale to co było w Namibii to było jakby stanęło się przed otwartym piekarnikiem.

Suche powietrze i niezwykle gorące. Piach nagrzewa się tam nawet do 80 stopni.

” target=”_blank”>

Pierwszy etap, tylko 15 km, ale okazało się, że moje piszczele nie nadają się do biegnięcia. Przeciążyłem je treningiem i ból nie do zniesienia. Pierwszy odcinek 220 m w górę po piachu, potem zbieg.

Po 7 km piszczele przestały boleć, więc poleciałem do mety. Nie byłem ostatni, więc jest nieźle 🙂

Tylko po przekroczeniu linii mety nie mogłem stanąć na lewej nodze. Naprawdę myślałem, że to już koniec mojej przygody. Jak tu biec, skoro nie mogę chodzić.

Nasmarowałem nogę czym się da i do spania.

Kolejnego dnia, pobudka o 5 rano, żeby zjeść śniadanie, bo bieg startuje o świcie, tak aby uniknąć największych upałów.

Nieco ponad 20 km do przebiegnięcia, w tym część przez kanion.

” target=”_blank”>

Mogę biec, lekarz zamroził mi piszczele.
Spokojne tempo, nie szaleje, bo wiem że jutro maraton do przebiegnięcia. Tu różnica wzniesień była tylko 70 metrów, więc poszło nadzwyczaj sprawnie. Już nie myślałem, że mogę mieć problem z ukończeniem.

Nie mniej nie dogoniłem Włocha biegnącego przede mną. Jestem na 18stym miejscu.

Dzień maratonu.

Pobudka o 4. Śniadanie i musimy dojechać 43 km na linie startu.

Miałem do myślenia jaką taktykę obrać.

Czy pobiec ostro 20 km, a potem zwolnić jak słońce będzie mocno grzać i liczyć na rychły koniec.

Czy może trzymać stałe tempo.

Zdecydowałem, że trzeba biec ile fabryka dała na połówce dystansu, bo jak wyjdzie słońce, to może mnie wykończyć.

Pierwsze 20 km biegłem z kumplem, który jest ode mnie o niebo lepiej przygotowany. Trzymamy tempo w granicach 6:10-6:30

Biegniemy na 5-6 miejscu. Czas na półmetku 2h:10m, więc jak na piach i różnice wzniesień 150 m, jest nieźle.

3 km dalej zaczyna się wydma, grząski piach. Odpadam od kumpla, nie dam rady biec tym tempem.

I tu pojawiają się schody.

Pod górę idę piechotą, a słońce już mocno grzeje. Piłem do tej pory wodę co 1 km, ale nie wziąłem pod uwagę tego, że jak idę na piechotę, to potrzebuję pić nie według kilometrażu, a według płynącego czasu.

Wyprzedziło mnie kilka osób.

Dotarłem do punktu żywieniowego, dolałem wody. Jednak nie mogę biec, bo nie mieszczę się w butach. Bez butów nie da rady, bo na pustyni są jakieś rośliny, które mają grube mocne kolce. Już słyszałem, że na ultramaratonie przez Saharę kilku osobom, te kolce przebiły się na wylot przez buta i stopę…

Nie pozostało mi nic, jak człapać do mety. Nie dało się oddychać. Cisza, pustka, piach, zero wiatru.

To miejsce to najstarsza pustynia świata, nie wpuszczają tam turystów.

Po godzinie kończy mi się znowu woda. Idę już krok za krokiem, byle do przodu. 3 km przed metą jedzie samochód z obsługi, od którego biorę jeszcze wodę, więc już wiem że dotrę.

Zbiegłem tylko z kilku górek, w efekcie poczułem, że tracę paznokcie.

Ostatni kilometr biegnę, żeby to już się skończyło.

Meta!!!

Nie mam pojęcia, który jestem. Czas 5:52, masakra.

49 stopni w cieniu, boję się myśleć ile było w słońcu.

Okazało się, że byłem 14sty. Hmm w sumie nieźle. Włoch, który wygrał miał 3:48, a maraton normalnie biegnie w 2:15.

Masa błędów jakie zrobiłem z wodą i odżywianiem, cóż, uroki amatora.

Jak już odpocząłem, to zastanawiałem się jakby tu zdjąć skarpetki, tak żeby nie ściągnąć z nimi paznokci…

Zdjąłem dopiero 2 godziny po maratonie.

3 paznokcie stracone i do tego pod nimi odciski.

Lekarz.

Dał mi wybór, zostawiamy jak jest, albo wstrzyknie mi pod paznokcie coś, co wysuszy odciski i będę mógł biec.

Nie mam wyboru.

Wbija mi pod paznokcie najpierw igły, żeby usunąć płyn z odcisków, a potem pompuje strzykawką coś…

Myślałem że złamie z bólu łózko.

Ostatni etap.

Nie ma limitu czasowego, więc mogę iść na piechotę jak będę chciał, byle skończyć.

” target=”_blank”>

Mam problem jakie wziąć buty. Jedne miałem przystosowane do piachu, czyli te, które miałem na maratonie. Ale stopa spuchnięta.

Zdecydowałem, że jednak te wezmę, bo jak z wydm piach wpadnie mi do buta, to bardziej mnie uszkodzi, jak moje piękne paznokcie.

27 km i koniec tortur.

Pierwsze 15 km po płaskim i ubitym piachu, jest ok. Spokojne tempo, ci z przodu niech gnają, ja mam czas.

” target=”_blank”>

Po 15 km zaczynają się wydmy. I to jakie wydmy. Najwyższa wydma świata Crazy Dune; 420 metrów wysokości.

” target=”_blank”>

Normalnie turyści wychodzą pod nią w 2:30h, mi to zajęło 30 minut. Przy czym było to bardzo długie 30 minut.

Widoki nieziemskie. Kręcę filmiki, robię fotki, biegiem już się średnio przejmuję.

” target=”_blank”>

Zbieg z wydmy, coś niesamowitego. 3 minuty w dół, po ekstremalnej stromiźnie.

” target=”_blank”>

Nogi zapadają się po kolana, wybiegam na wyschnięte jezioro. Jest twarde jak beton, nogi omal nie eksplodują.

 

3 km do mety, 3 km do wolności, 3 km do końca z bieganiem 🙂

A tu, na końcu wyschniętego jeziora porządkowy pokazuje, że jeszcze jedna wydma do zdobycia.

Eh.

Ale tam już widać metę… biegnę, a raczej człapię.

100 metrów, mocny doping tych, którzy już skończyli.

Złapałem wiatr w żagle i skończyłem w tempie 3:30 J Jakimś cudem byłem 14sty.

Ufff, to już jest koniec, już koniec, nie ma już nic.

Medal, krzesełko, cień.

złoto

złoto

Jak mi dobrze… 🙂

 

Dało się ? Dało.

Co mi to dało?

Każdy problem w życiu, jest taaaaki malutki, jak przypomnę sobie co tam przeżyłem. Życie jest prostsze.

to już jest koniec :)

to już jest koniec 🙂

 

O tym jak robić niemożliwe w życiu.

Jak się motywować.

Jak planować czas i jak pchnąć swoje życie do przodu będę mówił na żywo na konferencji on-line.

Zapisz się teraz, bo liczba miejsc jest ograniczona.

Kilknij Tu Aby się Zapisać.

 

 

FaceBook

{ 8 comments… add one }

  • Alex 16/12/2013, 17:02

    Absolutely amazing, man! 🙂

    Reply
  • Krzysiek 16/12/2013, 20:09

    Ja myślałem, że 100 km przebiegnięcie o tak za jednym razem, a tu widzę etapy były.

    Reply
  • Mario P. 17/12/2013, 09:52

    niesamowicie Jacek! gratulacje 🙂
    Jack the Wonderful

    I co znowu koniec z bieganiem?

    Reply
    • admin 18/12/2013, 18:06

      Tak, koniec z bieganiem 🙂

      Reply
      • Connath 09/04/2014, 16:14

        Koniec miał być po Rzeźniku 🙂 więc nie wierze zę to już koniec 😀

        To niesamowite co Pan zrobił – świetna sprawa.

         

        Reply
  • Krzysiek 17/12/2013, 18:53

    Jacku na ostatnim zdjęciu to jest ALEX?

    Reply
    • admin 18/12/2013, 18:06

      Nie, ja kilka dni po….

      Reply
  • K. 18/12/2013, 22:59

    Znam Cię już trochę, ale przyznam, że zaskoczyłeś mnie.. Nawet bardzo. Jestem pełna podziwu. Przebiegłam w swoim życiu trochę i tak daleko nawet marzeniami nie sięgałam. Gratukuję!

    Reply
Cancel reply

Leave a Comment