Opowiem ci niesamowitą historię, która zdarzyła się naprawdę.
W latach 70 w stanach tworzył muzyk, który pisał fanstatyczne teksty piosenek. Tworzył muzykę, która mocno poruszała słuchaczy. Wytwórnie płyt były nim zachwycone, miał doskonałe recenzje.
I…
I nic z tego nie wynikło, ponieważ w stanach jego płytę kupiło 6 osób.
Hmmm…
Można powiedzieć, że pewnie taki dobry nie był, ba pewnie był beznadziejny, bo dziś każdy jest w stanie sprzedać nawet 60 płyt z byle czym, a nie 6.
Po tym, jak jego płyta okazała się klapą, chodziły pogłoski że podczas koncertu oblał się benzyną i podpalił. W ten sposób popełnił samobójstwo genialny człowiek.
Genialny, dlatego że kiedy rozmawiało się z krytykami to nie byli oni w stanie pojąć dlaczego jego płyta się nie sprzedawała. Bo było po prostu doskonała. Miała wszystkie zadatki na największy hit, większy od Elvisa, większy od Beatlesów.
Zdarzyło się, że z jedną z tych sprzedanych płyt, pewna kobieta pojechała do swojego chłopaka do RPA.
Wtedy w RPA był w pełnym rozkwicie Apartheid i było to Państwo bardzo policyjne, restrykcyjne. Ludzie się na to burzyli, ale nie mogli nic zrobić, bo media były pod pełną kontrolą Państwa. Cenzura, policja, czyli to co było w Polsce za komuny.
Kilka osób usłyszało tą płytę i chciało ją mieć. Jednak nie można było jej nigdzie kupić, więc kopiowano ją sobie na kasety. Po jakimś czasie okazało się, że zna ją dosłownie całe RPA. Stymulowała ona zmiany zachodzące w tym kraju. Stymulowała innych muzyków do tworzenia podobnej muzyki. Bo miejscowi, którzy pragnęli zmian dostrzegli, że właśnie dzięki muzyce i tekstom piosnek są w stanie dotrzeć ze swoim przekazem i obalić panujący ustrój.
RPA zakochała się w tym muzyku. Krążyły o nim legendy, wszyscy znali słowa piosenek, zawsze puszczano jakiś kawałek na każdej dyskotece, na każdej domówce, na każdej imprezie.
Takiej popularności w RPA nie miał nigdy żaden piosenkarz, żaden zespół.
To były lata 70te, więc nie było takiego dostępu do informacji jak teraz. Nikt nie wpadł na pomysł aby szukać tego muzyka, dowiedzieć się o nim więcej. Był po prostu legendą. Jak Elvis, który był królem, ale nie żyje. Więc należy mu się cześć i uwielbienie, ale nie ma co grzebać w jego życiu.
Kiedy wydano płytę tego muzyka jako kompakt, na okładce napisano, czy jest jakiś detektyw muzyczny, który wie coś więcej o autorze.
I wtedy się zaczęło. Bo kilku takich się znalazło. Jednak żaden z nich nie mógł nic, ale to nic dowiedzieć się o autorze. Nie pisano o nim w żadnych czasopismach muzycznych, nie było wywiadów historycznych, kompletna cisza i zaginięcie w historii. Nikt na świecie, nikt w stanach o nim nie słyszał.
Zaś w RPA sprzedało się pół miliona jego płyt.
Szukano śladem pieniędzy za tantiemy, jednak napotykano na same problemy.
W końcu pojawił się internet. Żeby nie rozwlekać historii, skrócę ją. Po kilku latach istnienia strony www i poszukiwań przez internet w końcu coś znaleziono o nim.
Nazwisko tego artysty to Rodriguez.
Udało się znaleźć ludzi, którzy nagrywali z nim tą płytę i jego córkę.
Minęło prawie 30 lat od czasu nagrania tej płyty.
Dziennikarz z RPA, który prowadził całe śledztwo, kiedy zaczął rozmawiać z osobami, które go znały, dowiedział się czegoś co sprawiło, że usiadł z wrażenia i krew mu odpłynęła z członków.
Rodriguez nadal żył.
To było tak jakbyś dowiedział się, że Elvis nadal żyje.
Ktoś, kogo muzyka wpłynęła na cały kraj, kogo uwielbiano, kto był legendą nie żyjącą od 20 lat, nagle okazuje się że nie tylko żyje, ale jest cały i zdrowy.
Zaproszono go do RPA.
Nikt nie mógł w to uwierzyć. Uważano, że to jakaś podpucha, oszustwo. Bo przecież on nie żyje.
Dopiero kiedy przyjechał, kiedy zobaczono go, usłyszano jego charakterystyczny głos, najwięksi pesymiści uwierzyli.
Rodriguez dał kilka koncertów i tłumy były w euforii.
Okazało się, że nie miał pojęcia o tym, że gdziekolwiek jest znany. Że jego płyty gdziekolwiek się sprzedają. Że poza tymi 6 sprzedanymi płytami ktoś o nim słyszał.
Pracował w Detroit na budowach, przy rozbiórkach domów, przy koszeniu trawników. Podejmował się najgorszych zajęć, po to aby przeżyć.
W 1998 roku dał koncerty w RPA, jednak nawet to nie wpłynęło na jego życie, bo zarobione pieniądze rozdał rodzinie i przyjaciołom. Tak jak żył, tak żyje w biedzie.
Jednak jest szczęśliwy. Stworzył kiedyś coś w przeszłości z czego był dumny. Nie wiedział o sławie na drugim końcu świata. Jak się o niej dowiedział, częściowo został spełniony, bo nie miał z tego nadal majątku, ale satysfakcję.
Cała ta historia jest opowiedziana w filmie "Sugar Man".
Obejrzyj film, wzruszysz się, ale i dostaniesz mocnego kopniaka do działania.
To jedna z jego piosenek:
Nie potrafię oddać w pełni tej historii i tego jak Rodriguez żyje i żył, jak wychowywał dzieci, jak zmienił życie ludzi w południowej Afryce. Odniósł sukces, choć sam dopiero teraz dzięki temu filmowi zaczyna to odczuwać, bo jego historia opowiedziana w filmie dała ludziom do myślenia.
Zobacz to sam i powiedz innym.
Faktycznie widzialem ten dokument, nagrodzony juz nawet Oskarem.
Genialny dokument? Tez 🙂
Wielki muzyk z krwi i kosci. I tak samo przenika jego muzyka teksty, osobowosc.
Zapamietam go (i ten dokument) do konca mojego zycia, bez watpienia juz jest czescia mego ciaglego dojrzewania 🙂